jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.”
Carlos Ruiz Zafón- „Cień wiatru”
Wzięłam głęboki oddech, opierając głowę o ścianę. Uzmysłowiłam sobie, że to ostateczna rozgrywka, swoiste ‘być albo nie być’. W ciągu tych kilkudziesięciu sekund wszystko mogło się skończyć albo… Wolałam o tym nie myśleć, nie teraz kiedy już nie było odwrotu. W najgorszym wypadku zginę, a wtedy nie będę sobie zaprzątać głowy rzeczami ziemskimi, raczej będę musiała ułożyć jakieś sensowne usprawiedliwienie na swoje dotychczasowe życie. Chociaż, jeśli zrealizuję mój plan to samo usprawiedliwienie nie wystarczy. Och, nieważne, nie o tym miałam teraz myśleć, powinnam wreszcie zacząć działać.
Jeszcze raz napełniłam swoje płuca porcją niezbyt czystego powietrza i powoli wysunęłam głowę, próbując dostrzec mojego wroga. Dookoła panowała cisza, przerywana cichym cykaniem świerszczy, dobiegającym przez otwarte, a właściwie wybite okno. Cóż za ironia. Tak, jakby właśnie te świerszcze odliczały ostatnie sekundy egzystencji jednego z nas. Prychnęłam pod nosem i w tej samej chwili tego pożałowałam - przecież w ten sposób zdradzałam swoje położenie. Zaklęłam w duchu i wróciłam do mojej wyjściowej pozycji - przywarłam plecami do ściany, jakby to miało zapewnić mi niewidzialność. Odczekałam kilka sekund, które wydawały się trwać wieczność. W mojej głowie pojawiały się nowe scenariusze. Scenariusze tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Myślenie o tym, wcale mi nie pomagało, więc postanowiłam działać. Raz kozie śmierć, nieprawdaż? Zmusiłam lewą nogę do jednego, maleńkiego kroku w lewą stronę, modląc się w duchu, aby nie wywołać tym niespodziewanego hałasu. W końcu było ciemno i nie widziałam co może znajdować się po lewej stronie filaru, za którym się chowałam, a zza którego miałam zamiar wyjść na otwartą przestrzeń. Zaraz przeniosłam ciężar ciała na wysuniętą nogę i jeszcze raz się rozejrzałam - teren był czysty. Więc na tyle, na ile pozwalała mi przestrzeń wokół mnie, schyliłam się, przygotowując się do biegu. Raz, dwa, trzy… Pomknęłam przed siebie, wpatrując się w róg ściany, za którą miałam za chwilą stanąć. Serce waliło mi jak oszalałe, jednak nie ze strachu, o nie. Raczej z radości, że udało mi się przebyć najtrudniejszy odcinek drogi bez natknięcia się na tego...
Nagle poczułam, że wpadam prosto w czyjeś ramiona. W męskie ramiona. Szybko uniosłam głowę i ujrzałam. Przecież to oczywiste, ujrzałam jego.
- Gdzieś się spieszysz, kochana?
Cały mój plan diabli wzięli. Już powinnam układać przedśmiertną modlitwę.
~*~
Oto
i jest, pierwsza notka zawierająca prolog. Wiem, że w sumie nie wiadomo
o co chodzi, ale takie były moje zamiary. Nie chcę na początek ujawniać
wszystkich szczegółów. Czy to dobry pomysł? Chciałabym się dowiedzieć
jakie są Wasze wrażenia i odczucia, zatem proszę piszcie. To naprawdę
nic nie kosztuje, a ja będę wiedziała na czym stoję.Autorka.
Myślę, że jeśli chodzi o modlitwę, to przedśmiertną. Pośmiertna, to już po śmierci:D
OdpowiedzUsuńProlog tajemniczy i zastanawiający. Na pewno nie zakończę tylko na nim, bo mnie zaciekawiłaś! Tylko, że teraz jest mecz, więc chyba jednak on wygra, w końcu EURO ;d Ale najpóźniej jutro idę dalej! ^^