Stare,
drewniane schody skrzypiały coraz głośniej, gdy stawiałam na nich kolejne
kroki. Lewą ręką kurczowo trzymałam się barierki, która nawiasem mówiąc, wcale
nie była w lepszym stanie niż wiekowe schody. Widoczne ślady zadrapań i dziury,
wydrążone przez jakieś insekty, sprawiały, że miałam ochotę się jej puścić i
bez żadnej asekuracji powoli wspiąć się na szczyt schodów, jednak zdrowy
rozsądek zakazywał mi wykonywania tego kroku – nie czułam się na tyle
bezpiecznie, by dobrnąć na górę w jednym kawałku. Czułam, że każdy następny
krok przybliża mnie nie tylko do celu, ale i do nieuniknionego zawalenia się
konstrukcji schodów, co wcale nie dodawało mi otuchy. I gdy w zasięgu mojego
wzroku pojawił się stały grunt w postaci betonowej podłogi, poczułam, że tracę
równowagę i zaczynam spadać. Nie było to jednak powolne opadanie, w stylu
jesiennego liścia, a wpadanie w coraz to większą otchłań, która była zakończona
ostrymi krawędziami, wbijającymi się w moje żebra. Otworzyłam usta, próbując
wydać z siebie okrzyk, który miałby pomóc mi, choć na chwilę zapomnieć o
przeszywającym moje ciało bólu. Pomimo tego, że nie wydałam z siebie nawet
cichego pisku, ból minął. Ustąpił tak szybko, jak się pojawił. Jak gdyby to był
tylko sen…
W rzeczy
samej, tak właśnie było. Uświadomiłam to sobie wtedy, gdy moje oczy
zarejestrowały obraz przedstawiający lekko przykurzony sufit w moim hotelowym
pokoju. W tym samym momencie zaczęłam przypominać sobie ostatnie wydarzenia, co
wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Gwałtownie odwróciłam się na bok i
skuliłam w pozycji embrionalnej, jakby to miało w jakikolwiek sposób zahamować
wstrząsające obrazy, a właściwie jeden obraz, który wciąż występował przed szereg.
Mój mózg naprawdę wiedział jak zadać mi ból, ukazując wciąż jeden i ten sam
moment: rozdarte, postrzępione ubrania Majki, ogolona głowa i napis, znajdujący
się pod wydartym fragmentem zakrwawionej bluzki… Zaciskając ręce w pięści,
zagryzłam wargi, aby nie zacząć krzyczeć i wtedy usłyszałam jakieś szepty.
Dochodziły one najprawdopodobniej z łazienki, bądź z krótkiego korytarza,
znajdującego się tuż przed nią. Zaintrygowana obecnością innych ludzi, powoli
zsunęłam się z łóżka i najciszej jak potrafiłam podbiegłam do drzwi,
nadstawiając ucha.
- Do jasnej
cholery, Rafał! Przecież tak nie można. Jak prokurator dowie się, że jej to
pokazałeś… Jesteś skończony jako policjant, nikt Ci nie uratuje dupy.
- Uspokój
się, dobrze? Pozwól mi coś wyjaśnić, ona, to znaczy ta dziewczyna. Ona nie jest
tym, za kogo się podaje.
- Co ty
gadasz? Skąd to wiesz? No mówże!
- Powoli, zaraz
Ci wszystko wyjaśnię. Otóż znam ją, jeszcze ze studiów. Mogła zmienić imię i
nazwisko, ale wygląd i głos pozostał ten sam. Widocznie myślała, że nikt jej
już tu nie pamięta. Może wszyscy inni wymazali ją z pamięci, ale nie ja. Nigdy
nie zapomina się pierwszej mi…
- Nieważne,
pierwszej, czy drugiej, ale co to ma wspólnego ze sprawą?
- Jesteś aż
tak tępy, czy jak? – Mężczyzna westchnął, po czym wziął głęboki wdech i zaczął
mówić dalej. – Ona jest policjantką, a skoro nią jest, to nie popełniłem
przestępstwa.
- Wiesz co
Rafał? Pieprzysz. Wymyśliłeś sobie jakąś bajkę, która ma Ci pomóc uratować
posadkę w kryminalnym. Takie rzeczy możesz opowiadać kumplom, kiedy zostaniesz
dyscyplinarnie zwolniony.
- Ja
pieprzę? Może nie pamiętasz Weroniki Słowik?
- Dobra,
teraz to już w ogóle odleciałeś. Wróć na ziemię, Weronika wyjechała sześć lat
temu, po tym miała wypadek i wylądowała na wózku. Zdurniałeś do reszty,
naprawdę.
Słysząc
ostatnie słowa Rafała, rzuciłam się w stronę zamka i w ostatniej chwili
przekręciłam go we właściwą stronę. Z korytarza dobiegło mnie głośne
przekleństwo, ale jakoś w ogóle mnie nie obeszło. Usiadłam, opierając się o
drzwi i ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam uwierzyć, że to się działo teraz,
w tym momencie. Przez sześć lat udawało mi się zmienić tożsamość, działać w
ukryciu, trzymać się z dala od znajomych, rodziny. Razem z zaprzyjaźnionym
lekarzem ukartowałam własny wypadek, puściłam plotkę o niedowładzie kończyn i
wózku inwalidzkim, przed bliskimi udałam, że po prostu zamknęłam się w sobie,
wykrzyczałam, że nie potrzebuję litości z ich strony i wyjechałam – tyle mnie
widzieli. A teraz, po tylu latach spotykam Rafała i cały mój świat rozpada się
na milion kawałeczków. Byłam tak przerażona tym, co wczoraj zobaczyłam, że
nawet nie zwróciłam uwagi na to, że przekroczył zakres obowiązków dopuszczając
mnie do miejsca zbrodni i pokazując ciało Majki. Jednak najgorsze było to, że
pozwoliłam sobie na to, aby mnie rozpoznał, zanim ja rozpoznałam jego. Jak
mogłam to wszystko tak idealnie spieprzyć? No jak?
Cześć Wam
wszystkim!
Zabijcie
mnie, jeśli macie na to ochotę, sama z chęcią bym wam pomogła. Obiecywałam
powrót po zakończeniu roku szkolnego i co? A nic. Dalej miałam kocioł i nie
dotrzymałam żadnej obietnicy, związanej z nadrobieniem zaległości. Potem nie
było mnie w domu, a jak wróciłam, to aż do dzisiaj nie mogłam chociaż na chwilę
usiąść przy komputerze. Dzisiaj postanowiłam więc, że coś napiszę, jakkolwiek
beznadziejne by to było i dodam jeszcze przed północą. Oczywiście tekst
może zawierać błędy, bo zaganiana ja nie mogę pozwolić sobie na dokładne
sprawdzenie ortografii i interpunkcji. Co do waszych blogów, zajmę się nimi, bo
naprawdę zżera mnie ciekawość, co się tam dzieje. Jednak nie dzisiaj - proszę
wybaczcie, ale już jestem potrzebna tam, gdzie mnie nie ma i muszę wyłączać
komputer. Może jeszcze przed wyjazdem uda mi się was poodwiedzać. Postaram się
zdobyć chwilę czasu i zaspokoić moją ciekawość, a gdy to zrobię na pewno się o tym
dowiecie!
A tak na marginesie, zapraszam na mój drugi blog: http://wonderful-to-breathe.blogspot.com/ .
A tak na marginesie, zapraszam na mój drugi blog: http://wonderful-to-breathe.blogspot.com/ .
Pozdrawiam i
dziękuję wszystkim cierpliwym. :)