Milczałam.
Próbowałam znaleźć lukę, przez którą wpadłam w jego zasadzkę. Jednak
mój mózg nie był zdolny do takich rozważań. Nie w tej chwili.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? – potwór wybuchnął szyderczym śmiechem. Nadal milczałam.
- Nie słyszysz? Nie dość, że zgłupiałaś, to jeszcze ogłuchłaś?
Zacisnęłam
zęby, żeby nie palnąć niczego głupiego, przecież byłam do tego zdolna.
Ale oni mnie ostrzegali, że im większy potok słów wyleje się z moich
ust, tym szybciej mnie zabije. Teraz jedyną rzeczą o jaką walczyłam były
bezcenne minuty, a może sekundy, z których miał składać się ostatni
wieczór mojego życia. Nawet nie myślałam, że uda mi się wymknąć temu
człowiekowi. Potwierdzeniem moich
przypuszczań było to, co ten idiota zrobił: spoliczkował mnie. Ale nie
tak lekko i delikatnie, jakby próbował zmusić mnie do mówienia. Zrobił
to z taką siłą, że upadłam pod jego stopy i mimowolnie złapałam się za
policzek. Piekł mnie jak cholera. I pomyśleć, że sama do tego
doprowadziłam… Czekając na jego kolejny ruch, zaczęłam sobie przypominać
całą tą historię aż do dnia dzisiejszego.
Początek.
Wysiadając
z samolotu, poczułam przeraźliwy chłód. Dalej, gdy swe kroki kierowałam
do autokaru, który miał nas przewieźć do głównego budynku, stałam się
mokrym od stóp do głów stworem z potarganymi przez wiatr włosami. Oto w
jaki sposób witał mnie Kraków, po całym roku nieobecności. Nie ma co, na
pewno się za mną stęsknił.
Po
dwudziestu minutach wsiadałam do taksówki, czekającej na mnie niecałe
dziesięć metrów od wyjścia. Podałam kierowcy kartkę z dokładnym adresem i
wyjrzałam za okno. Nie wiem po co przyjęłam to zlecenie, naprawdę.
Przecież nie tak dawno obiecałam sobie, że nigdy więcej nie włączę się w
żadną sprawę, nie będę już nikomu pomagać.Wystarczająco wielu rzeczy i
osób pozbawiło mnie ostatnie zlecenie. Miałam "usunąć" tylko jedną osobę,
skończyło się na trzech. A na dodatek… Ech, nieważne. Potrząsnęłam
głową, jakby to miało mi pomóc w wymazaniu tamtych niemiłych wspomnień.
Jednak ta kobieta, która do mnie zadzwoniła…
- Halo, pani Kaja? Kaja Rybnicka?
- Tak, kto mówi?
- Gabriela. Mam dla pani pewną propozycję…
No
cóż, nie ma co się oszukiwać, ta jej propozycja sprawiła, że znowu
poczułam tą adrenalinę, serce zaczęło szybciej pompować krew. Kaja
Rybnicka wracała do ciemnego świata. W tamtej chwili w ogóle nie
obchodziło mnie to w jaki sposób kobieta znalazła mój adres, skąd
wiedziała, że mieszkam w Oslo. W końcu nikt o tym nie wiedział, zupełnie
nikt z kręgu moich dawnych znajomych. Rodzina też nie miała pojęcia.
Jednak nie martwiło mnie to, wcale a wcale. Aż do tej pory. W tej
obskurnej, starej taksówce wiozącej mnie przez ulice dawnej stolicy
Polski, uświadomiłam sobie w jak wielkie bagno się pakowałam. W czym
zgodziłam się brać udział…
-
Jesteśmy na miejscu. – z rozmyślań wyrwał mnie głos kierowcy. Posłałam
mu przelotny uśmiech, wręczyłam banknot do ręki, po czym wysiadłam. Po
chwili miałam przy sobie walizkę i mogłam ruszać. Jednak coś mnie
zatrzymywało, jakaś siła kazała mi stać w tym miejscu jeszcze przez parę
sekund. Tak, jakby mój mózg chciał, żebym zobaczyła to coś. A właściwie
tego kogoś. Z budynku, do którego właśnie miałam zamiar wejść,
wychodził mój ojciec. I może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to,
że tuż za nim, jak jakiś cholerny piesek biegła na pięciocentymetrowych
szpilkach ona. Nie kto inny tylko Majka. Cóż za ironia. Wszystko się we
mnie zagotowało.Dlaczego? Może dlatego, że ta lalunia była w moim
wieku, chodziła ze mną do szkoły? Tak, to chyba było to. Z impetem
pociągnęłam walizkę i ruszyłam w stronę najbliższego hotelu.
Postanowiłam: działać zacznę dopiero jutro. Miałam szczerą nadzieję, że
ta kobieta, która do mnie dzwoniła, nie była spokrewniona z tą szmatą.
" Tak, jakby mój mózg chciał, żebym zobaczyło to coś."- zobaczyła
OdpowiedzUsuńNo i przeczytałam. ;d Ale nie, więcej nie! Jutro jeśli już.
Bardzo szybko to przeczytałam, na pewno nie tylko dlatego, że króciutki rozdział. Po prostu ma to coś, co wciąga.
Widzę, że dziewczyna nie jest aniołkiem ^^ Oj to pewnie będzie się działo xd